Czytajmy etykiety… produktów kosmetycznych

Czytajmy etykiety… produktów kosmetycznych

Wiele z nas przykłada dużą wagę do zdrowego życia kupując wysokiej jakości żywność, przyrządzając samodzielnie posiłki, uprawiając regularnie sport i rezygnując z używek. Dbamy także o higienę, lecz czy wiemy, jaki wpływ na nasze zdrowie mają kosmetyki, które codziennie aplikujemy? 

Zapoczątkowany kilka lat temu trend czytania etykiet produktów spożywczych znacząco wpłynął na zwiększenie świadomości konsumentów o dodatkach mogących mieć negatywny wpływ na zdrowie. Kupując kosmetyki powinniśmy kierować się tą samą zasadą i weryfikować skład produktów, których będziemy używać do codziennej pielęgnacji. Warto stale pogłębiać swoją wiedzę, by zakup danego kosmetyku był wyborem świadomym. 

W jaki sposób produkty kosmetyczne mogą nam szkodzić? 

Amerykańska Harvard Medical School szkodliwe substancje dzieli na trzy grupy: czynniki alergizujące, zaburzające funkcjonowanie układu hormonalnego oraz o działaniu kancerogennym. Jednorazowe stosowanie kosmetyku zawierającego szkodliwe substancje nie wpłynie znacząco na nasze zdrowie. Niemniej, używanie takich produktów regularnie, przez lata, może przyczynić się do rozwoju chorób, których na pierwszy rzut oka nie łączylibyśmy z pielęgnacją twarzy czy ciała. 

Pośród substancji silnie alergizujących wyszczególnia się metyloizotiazolinon (MI), metylochloroizotiazolinon (MCI), pochodne witaminy A, fenoksyetanol, destylaty ropy naftowej, parabeny i formaldehydy. Badania naukowe dowodzą, iż substancje te często powodują wysypkę, przyczyniają się do przewlekłego zapalenia skóry i mogą uwrażliwiać skórę na działanie czynników zewnętrznych. 

Niebezpieczne dla zdrowia są także substancje, które potencjalnie zaburzają funkcjonowanie układu hormonalnego, są to m.in. triklosan, triklokarban, toluen, rezorcyna, destylaty ropy naftowej, butylowany hydroksyanizol (BHA), kwas borowy i boran sodu, ftalany, parabeny i fenoksyetanol. Wiele badań wykazujących bezpośredni związek między wymienionymi substancjami, a rozregulowaniem gospodarki hormonalnej przeprowadzono na zwierzętach, nie na ludziach i przy wyższych dawkach niż te zawarte w produktach kosmetycznych. Niemniej jednak wielu producentów artykułów pielęgnacyjnych wycofuje się ze stosowania wspomnianych substancji. 

W produktach kosmetycznych mogą znajdować się substancje uszkadzające strukturę genetyczną komórek i zwiększać ryzyko zachorowania na nowotwory. 

Wśród czynników rakotwórczych wymienia się PEG, PPG, 1,4-dioksan (badania potwierdzające negatywny wpływ na zdrowie przeprowadzone zostały dotychczas na zwierzętach), formaldehydy oraz destylaty ropy naftowej (m.in. oleje mineralne, parafina – ich cząsteczki, traktowane przez organizm jak ciało obce, nie mogą być przyswojone przez organizm i odkładają się w wątrobie, nerkach i węzłach chłonnych). W 1995 roku Światowa Organizacja Zdrowia wprowadziła normy dziennej możliwej dawki do przyjęcia, która dla olejów mineralnych wynosi 0,01 miligrama na kg masy ciała. Jeśli widzimy oleje mineralne (mineral oil, paraffinum liquidum, petrolatum, vaselinum flavum, paraffin oil, cera microcristallina) w składzie kosmetyku, powinniśmy zastanowić się nad jego zakupem, szczególnie jeśli planujemy używać go do codziennej pielęgnacji. 

Wraz ze wzrostem świadomości konsumentów o szkodliwych substancjach w produktach kosmetycznych, coraz więcej firm wycofuje się z ich stosowania. Na większości szamponów znajdziemy informację, iż nie zawierają one SLS (sodium lauryl sulfate) oraz SLES (sodium laureth sulfate), substancji odpowiedzialnych za tworzenie piany, czyszczących i odtłuszczających. Badania naukowe dowiodły, iż właściwości czyszczące są pozorne, tak naprawdę substancje te uszkadzają warstwę lipidową skóry, w związku z czym przyczyniają się do jej przesuszenia, zwiększają ryzyko wystąpienia reakcji alergicznych czy łupieżu. Do powszechnego użycia weszło słowo „parabeny”, oznaczające syntetyczne substancje konserwujące, niegdyś stosowane powszechnie. Coraz częściej na etykietach kosmetyków widzimy oznaczenia „paraben-free” i jest to krok w stronę bezpieczniejszych produktów pielęgnacyjnych.  

W Unii Europejskiej, Chinach, Japonii i Stanach Zjednoczonych obowiązuje ustandaryzowany system oznaczania produktów kosmetycznych, znany jako INCI (International Nomenclature of Cosmetic Ingredients). Wszystkie substancje, z których powstał kosmetyk muszą być uwzględnione na etykiecie (lub ulotce dołączonej do opakowania) w kolejności zgodnej z ich zawartością w produkcie. Im substancji jest więcej, tym wyżej będzie figurowała na liście składników. Dla łatwiejszego odczytania składu, nazwy substancji chemicznych podawane są w języku angielskim, zaś te pochodzenia roślinnego i zwierzęcego po łacinie. 

Rozszyfrowanie skomplikowanego chemicznego nazewnictwa dla większości z nas stanowi nie lada wyzwanie. Z pomocą przychodzą artykuły oraz aplikacje mobilne, dzięki którym po zeskanowaniu kodu kreskowego produktu, wyszczególnione są substancje o negatywnym wpływie na nasze zdrowie. Na polskim rynku dostępna jest np. bezpłatna aplikacja Cosmetic Scan, z rozbudowaną bazą produktów kosmetycznych. Warto także weryfikować skład kosmetyku w odniesieniu do naszej skóry, czy np. nas nie uczula, nie podrażnia, by ustalić jaka substancja może być odpowiedzialna za wywołanie takiej reakcji. W ten sposób w przyszłości będziemy mogli unikać zakupu produktów z substancjami nietolerowanymi przez nasz organizm. 

Polecane artykuły

Wypełnij spiżarkę bogactwem smaków

Dlaczego warto postawić na produkty ekologiczne?

Zdrowe śniadanie

Czy kuchnia domowa jest zawsze zdrowa?

© 2024 bi1 hipermarket | Wszystkie prawa zastrzeżone
Projekt i realizacja: Agencja reklamowa adStone